Pielęgnacja twarzy jest moim zamiłowaniem- chyba mogę tak to nazwać. Mam problematyczną cerę, której muszę poświęcać dużo uwagi i o ile resztę ciała mogę czasami potraktować po macoszemu, tak buźka zawsze otrzymuje dużo mojej uwagi i troski. Kosmetyki, których używam dbając o cerę, to głównie preparaty sprawdzone, które wiem, że nie pogorszą stanu mojej cery. Jednak nic nie jest tak dobre, by nie mogło być lepsze, dlatego też zdarza się, że sięgam po coś nowego, z myślą, że okaże się dla mojej cery panaceum... no dobra, aż tak w to nie wierzę ;) Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, to zdarza mi się wprowadzać do niej nowości, jednak robię to bardzo ostrożnie i stopniowo. I tak było z pielęgnacją azjatycką. Gdy stawała się ona w naszym kraju popularna, miałam wrażenie, że niektóre osoby nagle porzuciły wszystkie inne kosmetyki, by wprowadzić u siebie preparaty z Dalekiego Wschodu. Ja aż tak się nie zachłysnęłam tym trendem i (oprócz kremu BB, który faktycznie mnie zachwycił) moją pielęgnacyjną rutynę wzbogaciła jedynie łagodząca kremowa pianka do mycia twarzy z sokiem z liści aloesu (aloe aqua cleansing foam) Skin79.
Pianka znajduje się w białej tubce o pojemności 200ml.Z tyłu znajdują się informacje w języku angielskim:
A jak ktoś poliglota, to zorientuje się i w tych znaczkach :P
Opakowanie zamykane na "klik", szybko i bezproblemowo wydobywa się preparat.
Pianka ma biały kolor, a konsystencją przypomina lekki krem.
Moja opinia:
Niewielką ilość kosmetyku (porcję, jak na zdjęciu) wyciskam i rozprowadzam na wilgotnych dłoniach- wtedy kremowa konsystencja preparatu, zmienia się w leciutką, puszystą piankę. Następnie przestępuję do mycia uprzednio zwilżonej twarzy. Pianka bardzo przyjemnie rozprowadza się na skórze, otulając ją. I choć wydaje się niezwykle delikatna podczas używania, to jednak potencjał myjący ma!
Już podczas spłukiwania czuję jak skóra "skrzypi" z czystości- efekt ten porównałabym do tego, który towarzyszy myciu czarnym mydłem (savon noir). Ja używam tej pianki jako drugiego etapu oczyszczania skóry, czyli domywam nią twarz uprzednio umytą olejkiem. Buzia jest doskonale oczyszczona, staje się bardzo przyjemna w dotyku. Jednocześnie pianka cechuje się działaniem łagodzącym, koi i wycisza skórę. Wizualnie twarz prezentuje się bez zarzutów- pianka zapewnia rozjaśniony, zdrowy koloryt skóry. Skuteczność produktu, jako kosmetyku myjącego jest na wysokim poziomie, gdyż wszelkie zaniechania w tym temacie skutkują u mnie pogorszeniem cery, a stosując tę piankę, nie zaobserwowałam takiego "zjawiska".
Pianka ta nie powoduje uczucia ściągnięcia, nie wysusza cery. Nie podrażniła też mojej buźki, ani nie spowodowała uczulenia.
Jedynym minusem tego preparatu jest zapach. Patrząc na miłą dla oka aloesową grafikę, spodziewałam się świeżego, przyjemnego zapachu "okołoaloesowego". Tymczasem, pianka pachnie ... szpitalem, tą medyczną sterylnością. To było moje pierwsze skojarzenie i nadal je podtrzymuję.
Cena, wydawać by się mogło, że jest wysoka. Wszak ok. 50zł w promocji, za myjadło do buzi, to nie jest mało. Ale produkt ten jest tak niesamowicie wydajny, że ja jestem w szoku. I przekładając cenę na wydajność- już nie wychodzi tak dużo.
Marka Skin79, która u nas w Polsce jest najbardziej popularna, jeśli chodzi o kosmetyki azjatyckie, w krajach Dalekiego Wschodu jest tanim brand-em niskopółkowym. Byłam sceptycznie nastawiona do tego produktu, jednak ciekawość "o co tyle szumu?" zwyciężyła. Pianka aloesowa zrobiła na mnie dobre wrażenie i miło mi się z nią współpracuje każdego wieczora.
Znacie tę piankę?
Sięgacie po azjatyckie kosmetyki w swej pielęgnacji?
A może znacie coś godnego polecenia?
A może znacie coś godnego polecenia?