11/30/2016

Spotkanie blogerek w Puławach.

Cześć Kochani! 💋

Jejku, jak ten czas szybko leci. Dopiero co był weekend- ostatki, a już mamy środę. A wiadomo, że środa minie-tydzień zginie. I co raz bliżej Święta! A ja wciąż żyję jeszcze minionym weekendem, gdyż w ubiegłą sobotę (26.11.2016r.) miałam ogromną przyjemność spotkać się z koleżankami "po fachu" 😄. Wszystko to za sprawą Marzenki i Magdy, które zorganizowały w Puławach spotkanie blogerek.
Nasza zacna, piękna i wesoła gromadka składała się z SIEDMIU WSPANIAŁYCH dziewczyn:

1. Marzenka marzena84beauty.blogspot.com
2. Magda J. magdaj84.blogspot.com
3. Sylwia czokomoreno.blogspot.com
4. Magda Ł. immenseness.pl
5. Milena makelifeperfect.pl
6. Magda A. szmaragdowy-deszcz.blogspot.com
7. Ja 😜

Spotkałyśmy się w Oranżerii i o umówionej godzinie 12.00 wszystkie byłyśmy już na miejscu. Część z nas już się znała wcześniej, niektóre znajomości zostały zawarte na miejscu. Jednak, jak to bywa między blogerkami, bez względu na to, jak długo się znałyśmy, miałyśmy ze sobą o czym rozmawiać. Śmiechom i pogaduszkom nie było końca. Fajnie, że grono nasze było niewielkie, toteż nie porobiły się grupki gadających, tylko toczyłyśmy wspólne rozmowy. I uwierzcie- nie tylko o kosmetykach!
Ukradzione od Marzenki ;)
W tak zwanym międzyczasie zjadłyśmy "małe co nieco".
Celem naszego spotkania było przede wszystkim miłe spędzenie soboty w babskim, blogerskim gronie. Choć nie tylko. Spotkaniu towarzyszył cel charytatywny- zatroszczyłyśmy się o podopiecznych schroniska dla bezdomnych zwierząt w Puławach, ofiarując jedzonko dla tychże zwierzątek. Wsparcie dla schroniska jest potrzebne przez cały rok, ale teraz- zimową porą- szczególnie!
Inicjatywę charytatywnego spotkania wsparli także sponsorzy, którzy obdarowali nas upominkami.
Serdeczne podziękowania dla firm:
Donegal, Eveline, Ecoblik, Equilibra, Indigo, AA, Oillan, Bielenda, Iva Natura, Quiz Cosmetics, Bell, Dermaglin, Kosmed, SheFoot, Nicole Cosmetics, Sylveco, Vifon i Tao Tao, Akatja.
A oto prezenty, jakie przywiozłam ze sobą ze spotkania:





Bardzo, bardzo dziękuję Dziewczynom za wspólnie spędzony czas w miłym gronie, a Marzence i Magdzie również za zaproszenie. Miło było spotkać się z Wami (z częścią ponownie) i do następnego! :* A firmom, które wsparły nasze spotkanie, któremu przyświecał cel charytatywny, jeszcze raz podziękowania za wsparcie w formie upominków!  

11/18/2016

Lumpeksowe zdobycze- łupy z SH, listopad 2016.

Hej Kochani! 😊

Ostatnio znów to zrobiłam. Znów mnie licho poniosło. No i weszłam tam, gdzie wchodzić nie powinnam (przynajmniej tak sądzę patrząc na niedomykającą się szafę). Miałam tylko zobaczyć, czy jest coś ciekawego. I było. Mój zdrowy rozsądek został za drzwiami, więc oczywiście nie wyszłam z pustymi rękami. Ale gdzieś tam widziałam go za oknem, jak stał z tabliczką "opanuj się dziewczyno!". Dlatego bardzo nie poszalałam. Ale moje najświeższe nowości- łupy z SH tak bardzo mnie cieszą, że choć jest ich garstka, to muszę je Wam pokazać.

Bluza Forever21, 12zł. 
Ciekawie prezentuje się to serce. A ta czerwień jest tak intensywna, że nie mogła zgrać się z tłem i musiałam trochę pokombinować ze zdjęciem. 
Sukienka Atmosphere, 12zł
Miłość od pierwszego wejrzenia! 💓💓 Idealnie dopasowana góra, zwiewny dół. I jeszcze ta koroneczka.Na wieszaku wygląda jak babcine odzienie, ale ja uważam ją za jeden z najlepszych łupów z SH.
Sweter no name, 8zł
Wygląda mi to na handmade, żadnych metek, ani śladów po nich- okiem eksperta: ktoś musiał się nieźle namachać na drutach. Ładnie dopasowany, super prezentuje się do legginsów. 
Sweterek Internacionale, 14zł
Wiecie, że kocham koty 😺 dlatego aż zapiszczałam (choć powinnam zamiauczeć) z radości, gdy zobaczyłam ów sweterek. A gdy jeszcze okazało się, jaki ma bajerancki tył- no musiał być mój!

Wygląda na to, że odrobina zdrowego rozsądku jeszcze mi pozostała, bo to tyle, jeśli chodzi o moje najnowsze zdobycze z sh. Jestem mega zadowolona ze swoich zakupów i choć nie powinnam, to ... nie mogę doczekać się kolejnego wypadu na ciuchy :P

A Wy co fajnego znaleźliście ostatnio w lumpie?

11/16/2016

Nawilżająca emulsja do mycia ciała i włosów, Atopy Tolerance, Vis Plantis- Elfa Pharm.

Cześć Misiaki!🙋

Podczas cowieczornych rytuałów prysznicowych, zawsze towarzyszy mi arsenał kosmetyków: szampon do włosów oraz odżywka, płyn do higieny intymnej, żel pod prysznic, myjadło do twarzy. Jednak wyjeżdżając gdzieś, staram się ilość kosmetyków, które zabieram ze sobą w miarę możliwości ograniczyć. Często stawiam na miniatury i w sumie jest to wygodne. A gdyby tak te wszystkie kosmetyki kąpielowe zastąpić jednym? Czy spełni się w tej wszechstronnej roli nawilżająca emulsja do mycia ciała i włosów (z ekstraktem z kory brzozy) z linii Atopy Tolerance, marki Vis Plantis, firmy Elfa Pharm? Sprawdźmy!

 Produkt znajduje się w plastikowej butelce o pojemności 500ml zaopatrzonej w pompkę.
 Emulsja ma białą barwę i jest dość rzadka.
Skład kosmetyku przedstawia się następująco:
Moja opinia:
- produkt bezzapachowy;
- całkiem nieźle się pieni (jak na emulsję), choć piana, którą wytwarza jest delikatna- kremowa;
- uważam produkt za wydajny;
- ma całkiem w porządku skład (nie zawiera SLS-ów), dzięki czemu mogę używać jej również do mycia twarzy, czy okolic intymnych;
- sprawdza się w każdej płaszczyźnie- dobrze oczyszcza ciało, jak też i włosy;
- nie wysusza skóry, a wręcz można zauważyć delikatne nawilżenie;
- produkt jest dla skóry oraz włosów bardzo delikatny, a przy tym skutecznie spełnia swe zadanie.

Emulsja z linii Atopy Tolerance przeznaczona jest głównie dla skór atopowych, bardzo suchych i swędzących, czy skłonnych do alergii i podrażnień. Ja mam skórę normalną i co do działania produktu nie mam żadnych zastrzeżeń. Dzięki temu, że produkt ma skład wolny od silnych detergentów, domywam nim twarz po myciu olejkiem. Moja buźka, choć kapryśna, nie zareagowała na tę emulsję w negatywny sposób. Kosmetyk ten ma dużo lepszy skład niż większość dostępnych powszechnie żeli do higieny intymnej, dlatego bez obaw używam go również w tych miejscach. Włosy- tu także bez zarzutów- emulsja oczyszcza je, przywraca świeżość, sprawia, że po wyschnięciu ładnie wyglądają. Tyle w temacie włosowym, ponieważ na tym obszarze, nie używałam jej zbyt często. Ciało również polubiło się z owym produktem- skóra jest oczyszczona, a przy tym nie ma uczucia ściągnięcia i wysuszenia.
Teraz, jadąc gdzieś na nocowanie poza domem, zamiast pełnej kosmetyczki miniaturek kąpielowych, zabieram jeden produkt, który sprawdza się na wielu płaszczyznach. 
Cena: ok. 25zł

Znacie tę emulsję?
Sięgaliście może po inne kosmetyki z linii Atopy Tolerance? 
Lubicie kosmetyki o wszechstronnym działaniu? 

11/07/2016

Serum do twarzy ze śluzem ślimaka: Mizon- naprawcza ampułka z filtratem śluzu ślimaka (snail repair intensive ampoule).

Cześć Kochani! :)

Już od jakiegoś czasu popularnością cieszą się kosmetyki zawierające śluz ślimaka. Mają je w ofercie nasze rodzime firmy, jednak składnik ten stał się "na czasie" głównie za sprawą koncernów azjatyckich. I właśnie zza dalekiej granicy pochodzi produkt, o którym dziś napiszę kilka słów. Naprawcza ampułka z filtratem śluzu ślimaka (snail repair intensive ampoule), skusiła mnie dużą zawartością, bo aż 80%, tegoż popularnego ostatnio komponentu. Jak spisało się u mnie serum do twarzy ze śluzem ślimaka marki Mizon, a tym samym jak wyglądało moje pierwsze, tak bliskie spotkanie z substancją wywołującą sprzeczne odczucia, dowiecie się poniżej.
Ampułka z serum umieszczona jest w tekturowym pudełeczku.
Na opakowaniu znajdziemy informacje w języku polskim nt. produktu.
Skład serum przedstawia się następująco:
Kosmetyk znajduje się w buteleczce wykonanej z ciemnego szkła, której pojemność wynosi 30ml. Nazywana jest ona ampułką.
Aby wygodnie było dozować produkt, ampułka zaopatrzona jest w pipetę.
Serum ma dość gęstą konsystencję, charakterystyczną, przypominającą ślimaczy śluz.

serum ze śluzu ślimaka
 Moja opinia:
Dzięki nieco gęstej, trochę glutkowatej (no sorry, ale taka jest!) konsystencji, kosmetyk bardzo przyjemnie rozprowadza się na twarzy. Wchłania się szybko, jednakże na pewien czas pozostawia na skórze nieco lepki film. Zapach w pierwszej chwili jest trochę alkoholowy, jednak gdy ulotni się, woń serum jest niewyczuwalna, a jeśli by się mocniej wczuć- raczej neutralna.
Pierwsze kilka dni stosowania owego serum upłynęły pod znakiem zachwytów. Produkt świetnie i w dobrym tempie regenerował skórę, przyspieszając jej gojenie w miejscach po wypryskach oraz zmniejszając zaczerwienienia. Ponadto szybko zauważyłam poprawę nawilżenia skóry, a co za tym szło- buźka stała się lepiej napięta i przyjemna w dotyku. Serum nadawało cerze blasku i zdrowego kolorytu, niwelując szarość i zmęczenie. Rzec by można "istny cud!". I tak też myślałam. Jednakże dość szybko zauważyłam, że buzia skóra na mojej twarzy stała się jakby rozpulchniona. O ile wcześniej na nosie miałam uporczywe "czarne kropeczki" czyli zapchane pory, tak za sprawą tego serum pojawiły się one również miejscowo na policzkach i innych miejscach na twarzy. Dalej było już tylko gorzej- buzia stawała się co raz bardziej zapchana, zaczęły pojawiać się wypryski i podskórne gule. Zakończyłam więc przygodę z tym specyfikiem, a że jest to produkt bardzo wydajny za jakiś czas zrobiłam drugie podejście. I co? Ta sama śpiewka. Jako że jeszcze trochę tego serum mam, zużyję resztę jako serum pod oczy- tu raczej krzywdy mi nie zrobi.
Przyznam, że początkowy zachwyt nad produktem, dość szybko przerodził się w wielkie rozczarowanie. Nie wiem z czego wynika ten negatywny wpływ kosmetyku na moją skórę- czy to wina śluzu ślimaka? czy może jakoś serum jest kiepska? Podobno na rynku azjatyckim Mizon nie cieszy się dobrą sławą. Cóż, ja Wam owej ampułki nie polecam. Bo w moim przypadku była to strata kasy i to w sumie nie małej (koszt serum w promocji to ok. 80zł). 

Znacie to serum ?
Używaliście kosmetyków ze śluzem ślimaka?
Mieliście styczność z firmą Mizon?

11/04/2016

Bielenda: Carbo Detox, oczyszczająca maska węglowa. Maseczki, które szybko zdobyły popularność- czy słusznie?

Cześć Skarby! :)

Chyba nikogo nie muszą przekonywać do słuszności nakładania na twarz maseczek. Odpowiednio dobrane przynoszą one skórze wiele dobrego i nawet najlepsze kremy nie zastąpią rytuału jakim jest chwila relaksu z maseczką. Ja, w zależności od aktualnej kondycji mojej cery, raczę swoją buźkę maseczkami 2-3 razy w tygodniu. Najczęściej są to czyste glinki, które rozrabiam z wodą lub hydrolatem. Rzadziej sięgam po maseczki gotowe. Ostatnio jednak właśnie z gotowymi do użycia maseczkami miałam do czynienia. Na mojej twarzy systematycznie gościły oczyszczające maski węglowe Carbo Detox od Bielendy, we wszystkich trzech możliwych wariantach.
Maseczka do cery suchej i wrażliwej: detoksykuje, odświeża, nawilża.
Na odwrocie saszetki znajdziemy takie informacje:
Skład maseczki przedstawia się następująco:

Maseczka do cery dojrzałej: detoksykuje, odświeża, odmładza.
Na odwrocie saszetki znajdziemy takie informacje:
Skład:

Maseczka do cery mieszanej i tłustej: detoksykuje, odświeża, zwęża pory.
Na odwrocie saszetki znajdziemy takie informacje:
Skład:

Moja opinia:
Każda saszetka zawiera 8g maseczki i jest to ilość wystarczająca idealnie na jednorazowy "zabieg". Maseczki mają czarne barwy, nie ma problemu z ich zmyciem z twarzy, choć potrafią nieźle pobrudzić umywalkę ;) Czas z maseczką, w każdym przypadku, umilany jest przez przyjemny zapach produktu. Kosmetyki te różnią się między sobą dedykacją dla konkretnych cer, przez co też wynikają bardzo niewielkie różnice w składach (INCI) tych maseczek. W związku z tym, iż składy są bardzo podobne, działanie owych specyfików jest zbliżone. Wszystkie te maseczki odświeżają cerę oraz delikatnie oczyszczają pory. Niebieska- do cery suchej i wrażliwej, dodatkowo delikatnie nawilża i działa kojąco na twarz. Fioletowa- do cery dojrzałej, lekko napina skórę. Natomiast zielona- do cery mieszanej i tłustej- ma najsilniejsze, z nich wszystkich, właściwości oczyszczające, a także matuje buźkę. Różnice między wszystkimi trzema maseczkami są niewielkie, ale mając wybór- najlepiej zdecydować się na tą, która dedykowana jest dla naszej cery. 
Pozostając jeszcze w temacie składów, muszę poruszyć ważną kwestię ich dotyczącą. Z przodu saszetek, na każdej maseczce, znajdują się informacje świadczące o tym, że w składzie powinien znajdować się aktywny węgiel. I można by za taki wziąć Carbon Black, jednakże nazwa farmaceutyczna aktywnego węgla to Carbo Medicinalis. Natomiast zawarty w maseczkach Carbon Black jest pigmentem, którego składnikiem jest węgiel. Przyznam, że sama nie zwróciłabym na to uwagi, ale trafiłam na fajną stronkę na FB- PiggyPeg, gdzie bardzo dokładnie analizowane są składy popularnych kosmetyków. 
Mimo, że maseczki te nie zawierają aktywnego węgla, to ich działanie oceniam jako dobre, choć nie zachwyciły mnie niczym szczególnym. Za oczyszczenie i odświeżenie cery z pewnością w ich przypadku odpowiedzialna jest glinka biała, będąca wysoko w składzie tych maseczek. Negatywnego wpływu na cerę nie odnotowałam, choć na dłuższą metę nie wróżyłabym z tego miłości, bo oprócz paru fajnych składników, maseczki zawierają również komponenty niezbyt dla skóry przyjazne. 


Miałyście którąś z tych maseczek?
Macie swoje ulubione maski do twarzy?